Ten tytuł to fragment bardzo starej piosenki Haliny Kunickiej z filmu “Szatan z siódmej klasy”, którą z pewnością zna moje i nieco starsze pokolenie. Jak to leciało? ” Lato, lato, lato czeka. Razem z latem czeka rzeka. Razem z rzeką czeka las. A tam ciągle nie ma nas.” I chociaż nie mamy jeszcze kalendarzowego lata, to dziś można powiedzieć, że wybuchło ono z wielką siłą. Palące słońce i 30 stopni w cieniu, to już naprawdę pełnia lata.

Możemy się oczywiście spodziewać jeszcze znacznie odmiennej pogody, ale cóż- taki mamy klimat w ostatnich latach i nie pozostaje nam nic innego jak przywyknąć. Ja w każdym razie, oraz moi pierwsi letni goście, cieszymy się piękną pogodą i słońcem, którego oznaki widać już na wielu ciałach.

Jednak w ogrodzie i w lesie nie mamy jeszcze pełni lata, chociaż przepiękne kolory kwiatów mogłyby to sugerować. Jednak te kolory są inne niż latem i, moim zdaniem, o wiele piękniejsze. Pierwsze listki na drzewach w lesie są delikatnie seledynowe, nie jest to jeszcze pełna, mocna zieleń i to właśnie jest w nich najpiękniejsze. Zrobiłam kilka fotek kwiatów i drzew, ale niestety, nie oddaje to rzeczywistości. To trzeba po prostu zobaczyć i poczuć ten magiczny klimat, kiedy wchodzi się do zielonego, budzącego się do życia po długiej zimie lasu, rozbrzmiewającego niezliczoną ilością ptasich głosów.

Wczoraj miałam przymusowe wczesne wstawanie i miałam możliwość posłuchać ptasich treli o 4:30 rano. To jest po prostu niesamowite, jak dużo ich mieszka w pobliskim lesie. Mieszkają też na drzewach zasadzonych na naszym podwórku. Oprócz mnóstwa wróbli, mamy tu gniazdo sroki, pełno kosów na trawniku, a rano pojawia się dudek. Są też pliszki, pleszki, kopciuszki i inne ptaszki, których nawet nie znam. Co jednak bardzo nas martwi, bocianie gniazdo jest w tym roku puste.

Ale co nas też bardzo cieszy, ta piękna pogoda przeplatana jest deszczem. Jest go co prawda bardzo mało, ale i tak dobrze, że czasem nawilży powietrze i podleje roślinki.

Pod koniec maja mieliśmy przymrozek. Nie, to nie pomyłka, było to dokładnie 30 maja. Wieczorem udało nam się przykryć większość wrażliwych roślin, które przy takiej pogodzie ładnie już urosły, ale i tak straty były spore. No cóż, widocznie mieszkamy w takim rejonie, gdzie ‘zimna Zośka’ się bardzo spóźnia i często przychodzi pod koniec maja, a nawet na początku czerwca. Widocznie ma sporo terenu do obskoczenia i nie wszędzie zdąży na czas…

Ale nie ma co martwić się tymi niedogodnościami. Trzeba cieszyć się piękną pogodą, śpiewem ptaków i niepowtarzalnymi kolorami wiosny. No cóż… lato czeka…
Comments are closed.